Urodziłeś się w ostatnią sobotę
roku. Nie obyło się bez komplikacji, zdenerwowanych głosów
pielęgniarek, poszukiwań lekarza. Przespałam chwilę, w której po
raz pierwszy zaczerpnąłeś powietrza. Ma pani syna, tymi słowami
obudziła mnie pielęgniarka. Trzeci chłopak. Moja radość był
ogromna.
Rosłeś, piękniałeś, a ja stawałam
się coraz smutniejsza. Byłeś mały cherubinkiem grzecznie śpiącym.
To właśnie był mój pierwszy powód do niepokoju, spałeś i
spałeś. A obudzony uśmiechałeś się do lampy, a nie do mnie, do
swojej mamy. Siłą rzeczy porównywałam cię do twoich braci,
ciągałam cię po lekarzach, którzy nie potrafili mi pomóc.
Jeszcze wtedy w mojej głowie nie
pojawiło się słowo na A. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że owo
grudniowe popołudnie było początkiem mojego nowego życia, nowego
życia nas wszystkich.
Z czasem myśli, że to nie zwykłe
opóźnienie rozwoju były tak natrętne jak robaczyce. Kolejni
lekarze, specjaliści, diagnoza autyzm wczesnodziecięcy. Wszyscy nas
pocieszali, dawali złudne nadzieje, że choroba wcześnie wykryta i
będziesz taki jak inne dzieci.
Minęło 13 lat, a ty nie jesteś taki
jak inni. Nigdy nie powiesz „mama”, nigdy nie zagrasz z tatą w
piłkę, nigdy nie będziesz skakał.
Ale chociaż pewnie o tym nie wiesz,
nadałeś memu życiu inną wartość. Nauczyłeś mnie doceniać
przyjaźń innych osób, cieszyć się każdą chwilą, to ty
sprawiłeś, że mam życiowe pasje. Dziękuję Ci synku, że jesteś.
Ten tekst powstał kilka dni temu. Dziś przeczytałam na stronie Pracownia Edukreacji artykuł pt. "Każdy ma swój Everst" i to jest właśnie o moim Evereście.