czwartek, 10 września 2015

Slow life, czyli co sądzę o ograniczaniu snu.


Pierwsze co przychodzi Wam na myśl, gdy czytacie - Slow life?
Mogę się założyć, że to kojarzy się z  wiecznym lenistwem, długim urlopem, zbijaniem bąków, a nawet nudą. W skrytości myślimy sobie "Niektórym to dobrze, mogą się byczyć, spać, by ktoś na nich pracował".

Nie jestem specjalistką od kuchni, ale slow food na pewno nie kojarzy mi się z błogim lenistwem. Bo jeśli ktoś się bierze za pieczenie chleba, własnoręcznie gniecie ciasto na makaron lub pierogi, a do tego jeszcze robi własny ser czy szynkę, to na pewno nie można mu zarzucić zbijania baków. 

I tak samo życie w rytmie slow nie oznacza tylko leżenia na hamaku lub przed telewizorem, a umiejętność zatrzymania się, dostrzeżenia tego co w życiu jest najważniejsze i wybranie tego co naprawdę jest istotne, a nie ciągłe gonienie za króliczkiem.

Uwielbiam swoje życie właśnie wtedy, gdy potrafię się zatrzymać, żeby popatrzyć w chmury lub gwiazdy, żeby zauważyć kolory nieba, liści na drzewach, tynku na kamienicy, a przede wszystkim żeby mieć kilka(naście) chwil w ciągu dnia by porozmawiać z najbliższymi mi osobami lub chociażby by się do nich przytulić. 

Nienawidzę porannego pośpiechu, więc postanowiłam wstawać wcześniej niż kiedykolwiek dotąd, tak by spokojnie  wypić kawę, napisać swoje 3 poranne strony, porozmawiać z córką przed wyjściem do szkoły. Nie udaje mi się to tak po prostu, bo jestem okropnym śpiochem i potrzebuję naprawdę sporo snu. Po prostu wieczorem kładę się wcześniej spać, bo zrozumiałam, że nie muszę ścigać się sama ze sobą na ilość przeczytanych książek, wydzierganych chust czy sweterków, ani na ilość znajomych na fejsie. Wolę być wyspana, bo potem od rana mam więcej energii do życia, mniej złości w sobie i mniej pretensji do świata, że czyni moje życie takim trudnym. A i przy okazji można choć przez chwilę cieszyć się poranną ciszą lub złapać w kadr pierwsze promienie słońca.

Nie dlatego ceniłam urlop, wakacje, że mogłam leżeć pępkiem do góry cały dzień, bo czasami byłam bardziej zajęta niż, gdy chodziłam do pracy, ale właśnie dlatego, że wszystko można było zrobić bez pośpiechu, szarpaniny, nerwów i krzyków.  A ponieważ teraz nie od mnie zależy, o której dzieci idą do szkoły, czy o której ja zaczynam pracę, to postanowiłam się pierwszy raz w życiu dostosować i tak zaplanować poranek by unikać ciągłych zgrzytów. 

Wszystkim osobom, które twierdzą, że najlepszym sposobem na zyskanie dodatkowego czasu, jest ograniczenie godzin snu, mówię NIE.  Jeśli śpisz mało i czujesz się z tym dobrze, to super. Mogę Ci tylko pozazdrościć. Jeśli zaś śpisz mało i potem wolnej pracujesz, częściej się złościsz, łatwiej się poddajesz, to wsłuchaj się w swój organizm i pozwól sobie na sen. To, że śpisz wcale nie znaczy, że marnujesz czas.

3 komentarze:

  1. Mój od zawsze wstaje 1,5 przed wyjściem z domu. Wszystko robi w zwolnionym tempie, myślę, że delektuje się ciszą i samotnością. Ja zawsze spałam do oporu, ale za to lubiłam zarywać noce, ten moment kiedy wszyscy już spali, bloga cisza i ja. W pewnym momencie postanowiłam wcześniej wstawać, ponieważ i tak przy chłopcach muszę to robić. Chciałam mieć czas dla siebie, jeszcze przed tym nim pójdę ich obudzić. Ale u mnie to się nie sprawdza. Mąż wstaje o 6 czyli ja powinnam około 5, aby mieć ten czas tylko dla siebie. Staram się nie zarywać nocy, ale łatwiej mi jednak o samotność nocną niż poranną. ;) chociaż ta poranna wydaje mi się bardziej romantyczna. :) ale tak jak mówisz, kluczem jest odpowiednia ilość snu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dążę do wstawania o 5-tej, co jeszcze w zeszłym roku było dla mnie nie do pomyślenia. W zeszłym roku (szkolnym) wstawałam o 6.40 i nie udawało mi się wcześniej, nawet nie pomyślałam by wstawać wcześniej, bo właśnie zawsze wolałam siedzieć długo wieczorem. Ale jednak rano przyjemniej mi się pracuję - tzn. mogę napisać swoje poranne strony - one są moją motywacją, a poza tym mogę się przygotować do pracy, czy pouczyć się czegoś nowego, wieczorem jednak to już nie to samo, jakoś trudniej mi się skupić wieczorem na "pracy" intelektualnej.

      Usuń
  2. Też zarywałam nocki, dlatego, że uważałam, że szkoda czasu na spanie skoro jest tyle fajnych rzeczy do zrobienia. Ale to nie jest wyjście niestety. Ciało potrzebuje snu, inaczej przestaje działać. Czasami wydaje nam się, że przecież funkcjonujemy po sześciu godzinach snu i to całkiem nieźle. Niestety na długi dystans okazuje się, że ciało odmawia w końcu posłuszeństwa w taki, czy też inny sposób...

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Copyright © 2016 m.akneta , Blogger