Moja lista nawyków, tych złych, paskudnych nawyków jest pewnie dłuższa niż lista prezentów, które moja córka chciałaby otrzymać na swoje urodziny, a wierzcie mi, to naprawdę długa lista i powiększa się z każdą wizytą w sklepie lub z każdą obejrzaną reklamą.
Ale ponieważ i tak wiadomo, że ludzie się nie zmieniają, a na pewno już nie radykalnie, to tylko o 3 nawykach chciałabym napisać. I wziąć je sobie na celownik, by trochę z nimi powalczyć.
Po pierwsze, jak tylko wracam z pracy/imprezy/wyjazdu do domu, to choćby się paliło, waliło, choćby nie wiem jak ssało mnie w żołądku, albo bym zasypiała na stojąco, to muszę najpierw odpalić komputer i sprawdzić przynajmniej maile, a szczególnie komentarze na blogu. To nic, że często nie mam siły zebrać myśli, by odpisać coś sensownego.
Po drugie, jak już uruchomię komputer i wlazę do internetu to wałęsam się często bezproduktywnie z jednej strony na drugą, z fejsa na blogi, z blogów na fora, z forów na fejsa i tak w kółko, bo przecież tyle można się dowiedzieć, nauczyć, przeczytać tyle ciekawostek.
A po trzecie, co wynika z dwóch poprzednich, choć nie tylko, to jestem mistrzynią odkładania na później. Później posprzątam, bo najpierw muszę sprawdzić pocztę, później zrobię obiad, bo najpierw muszę sprawdzić przepis, później wyjdę z córką na spacer, bo teraz muszę napisać bardzo ważny post.
W rezultacie cały dzień jestem strasznie zapracowana, a wieczorem okazuje się, że tak naprawdę nie zrobiłam nic konkretnego.
Wpadłam w pułapkę łatwego dostępu do czegoś co daje natychmiastową gratyfikację.
Żeby spotkać się z koleżanką w realu to muszę umówić się z mężem lub synem, że będą w domu by popilnować młodszych, muszę też poświęcić czas na dojazd/dojście, muszę się jeszcze jakoś ubrać i oczywiście zgrać się czasowo z przyjaciółką. W sieci, po prostu wchodzę na fejsa i mam od ręki na czacie kilkadziesiąt osób chętnych do pogadania. Mogę siedzieć sobie w szlafroku, z farbą na głowie i ewentualnie oderwać się na chwile, by podać dziecku coś do picia i rozmawiać z koleżanką z drugiego końca nie tylko miasta, ale i świata o urokach wełny merynosów.
W oka mgnieniu mogę znaleźć utwór, który mam ochotę posłuchać, film, który chcę obejrzeć, książkę, którą chcę przeczytać. Kiedy tylko chcę mogę obejrzeć widoki zapierające dech w piersiach albo dzieła sztuki w muzach świata. Wrzucam zdjęcie swojego ostatniego rękodzieła, a potem czytam miłe komentarze, których normalnie bym nie usłyszała, bo pewnie bym nikomu nie pokazała face to face moich prac.
I tak mijają minut, a nawet godziny na dogadzaniu sobie, poprawianiu samopoczucia.
To ironia naszych czasów - stworzyliśmy maszyny, dzięki którym możemy przyspieszyć i uczynić łatwiejszymi wiele prac, by dzięki temu cieszyć się życiem. Ale nie mamy czasu by żyć pełnią życia, bo albo zarabiamy na nowoczesność, albo wpadamy w jej szpony i przenosimy się z naszym życiem do wirtualu.
a sama idę popatrzeć na śpiącą córkę, żeby nacieszyć oczy prawdziwym życiem.