środa, 3 czerwca 2015

Mamo, tato, nie pal przy mnie


blog m.akneta bierne palenie

Ciepło, miły wiaterek, buźkę odwracam w kierunku słoneczka rozparta na ławce, podczas gdy moja córka fika koziołki na placu zabaw. I nagle ten miły wiaterek przygania do mnie zapach fajek. Palący też człowiek myślę sobie, dopóki się nie odwracam w kierunku zapaszku. A tam paniusia z papieroskiem w umalowanych ustach popycha wózek ze słodkim berbeciem.

Sobotnie przedpołudnie, jadę sobie rowerem i z daleka widzę tatusia pchającego wózek. Ech, równouprawnienie - facet spaceruje sobie z bobasem, a mamusia pewnie w tym czasie lata z mopem po chałupie. Ale w sumie dobrze, że chociaż tyle. Tatuś pomaga jak potrafi. Kiedy mijam gościa to uśmiech znika mi z twarzy, bo  bobasek leży sobie grzecznie, a tatuś oczywiście pali. 

Nic mnie (no prawie nic) tak nie wkurza jak ludzie palący przy dzieciach. Zawsze mam ochotę powiedzieć takiej osobie, by po prostu dała dzieciakowi papierosa - wyjdzie na to samo.  Ogólnie nie mam nic przeciwko palaczom dopóki zatruwają siebie, albo palą przy dorosłych, bo ci mają wybór. Jeśli spotykam się ze znajomymi, którzy palą to albo stoję/siedzę przy nich, gdy oni są na "fajku", albo spokojne wtedy sobie kontempluję przy stoliku podczas gdy oni stoją/siedzą w szarej palarni.

W latach 70 i 80-tych, czyli latach mojego dzieciństwa palenie przy dzieciach było normą, zresztą czy znacie kogoś kto w tamtych latach nie palił? Tak więc wychowała się w domu, w którym nieodłącznym elementem wystroju były smugi dymu unoszące się w powietrzu, a często nie można było od drzwi zobaczyć okien w dużym pokoju. 

Było to dla mnie "naturalne", nie znałam innego świata, u moich koleżanek i kuzynów rodzice również palili. Mimo to, a może właśnie dlatego wbiłam sobie do głowy, że nie chcę takiej atmosfery dla moich dzieci. Nie chcę by były one biernymi palaczami. Być może wpłynęła na to historyjka, a raczej doświadczenie, o  który słyszałam dawno temu. 

W sali konferencyjnej powieszono u sufitu klatki z kanarkami czy też podobnymi małymi ptaszkami. Następnie odbywało się tam kilku godzinne zebranie, na którym uczestnicy oczywiście mogli palić. Po spotkaniu sprawdzono klatki i okazało się, że wszystkie ptaszki zdechły zatrute dymem tytoniowym. 

Bierne palenie szkodzi tak samo jak czynne i tak samo zabija! Dzieci narażone na ciągły kontakt z dymem tytoniowym są mniej odporne, częściej przechodzą powikłania po grypie, a przede wszystkim częściej chorują na choroby dróg oddechowych i astmę. Przez częste wchłanianie dymu tytoniowego u dzieci nie działa obronny mechanizm kaszlu i dlatego nie są w stanie odkrztuszać co prowadzi do zaostrzania się stanów zapalnych. Bierni palacze są tak samo jak czynni narażeni na choroby nowotworowe. 

Nikotyna znajdująca się w dymie ogranicza też intelektualny rozwój dzieci, wpływa negatywnie na czytanie, zdolności matematyczne oraz logiczne myślenie i wnioskowanie. Powinnam pewnie być w tym momencie zła na rodziców, że przez nich nie jestem geniuszem :-(

3 komentarze:

  1. Mnie też krew zalewa jak widzę takich rodziców.
    A jak jeszcze widzę kobietę ciężarną z papierosem to już w ogóle przesada.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja to ogólnie nie lubię jak ktoś pali publicznie. Nie znoszę sytuacji kiedy idę chodnikiem, a przede mną idzie ktoś i pali papierocha. Wtedy jeśli się da, to przechodzę na drugą stronę, a jeśli nie, to wyprzedzam smrodziarza najszybciej jak się da;).

    OdpowiedzUsuń
  3. Wychowałam się w domu bez papierosów, nie znoszę, jak ktoś pali. Kiedyś miałam chłopaka, który palił. To było nie do zniesienia. Nie znoszę, jak ktoś pali przy mnie i wydaje mu się, że to normalne. Bo dla mnie nie jest.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Copyright © 2016 m.akneta , Blogger